wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział 2

Odłożyła kubek z gorącą kawą na blat i ruszyła otworzyć drzwi zanim znów rozlegnie donośne pukanie. Zawahała się chwilę, zanim pociągnęła za klamkę.
- No wreszcie- burknęła postać stojąca na zewnątrz. Miała dokładnie tyle samo centymetrów wzrostu, co Libby. Tak samo brązowe włosy i niebieskie oczy. Gdyby nie różnica prawie sześciu lat, śmiało można byłoby je uznać za bliźniaczki. Chociaż dla kogoś obcego nawet ta różnica wieku nie była aż tak oczywista. Doris była dość dojrzała jak na swój wiek, a twarz Libby wciąż była niewinna i słodka, zawłaszcza przy uśmiechu.
Nie odpowiedziała nic, zrobiła jedynie krok do przodu i objęła siostrę mocno ramionami, aż ta zachichotała zaskoczona.
- Nie marudź, wchodź.- podyktowała jej i przepuściła ją do mieszkania, a sama wzięła kolejne dwie torby, na które Doris już nie miała ręki. Zastanawiała się, jak udało się jej wejść na trzecie piętro z czterema torbami i walizką, bo pomimo obecności windy, wydawało się jej to zupełnie niemożliwe.
- Miły pan taksówkarz mi pomógł- wyjaśniła jakby czytając Libby w myślach. Opadła zmęczona na krzesło w kuchni, biorąc wcześniej łyk kawy należącej do jej siostry. Libby nie stawiała oporu, westchnęła jedynie, uświadamiając sobie jak bardzo za tym tęskniła, i że teraz będzie to miała na co dzień.
- A rodzice ?- zapytała zbita z tropu. Od kilku dni wyobrażała sobie, że otwierając drzwi, ujrzy tam całą czwórkę, a nie samą Doris. Teoretycznie właśnie tak miało być, jednak w praktyce była tam sama młodsza siostra, która teraz przecząco pokręciła głową.
- Nie będzie ich- wyjaśniła swój gest- tata musiał wracać do pracy, bardzo pilnie.- Zrobiła wymowny gest ręką i ironicznie zaakcentowała dwa ostatnie słowa. No tak, właściwie nie powinno to dziwić, przecież praca zawsze była dla niego najważniejsza. Nawet wtedy. W tym okropnym momencie, kilka lat temu, gdy świat Li runął doszczętnie.
Zawsze w ważnych momentach był bardzo pilnie potrzebny. Zajęła miejsce na przeciwko Doris i przysunęła swój kubek, by upić kawę, zanim napój całkowicie zniknie.
- Czyli- zamyśliła się- wysłali Cię tutaj zupełnie samą ?- zaśmiała się cicho. Przypomniała sobie jej pierwszy lot do tego kraju. Była o dwa lata młodsza od obecnego wieku Doris, miała tylko 16 lat. Leciała w obstawie mamy, a w głębi siebie miała nadzieje, że samolot rozbije się i zakończy całą farsę.
No tak, ale to była zupełnie inna sytuacja . Westchnęła uświadamiając, to sobie.
Zobaczyła, jak Doris ziewa, starając się to ukryć, jednak jej klejące się do siebie oczy zdradzały ogromną potrzebę snu.
- Chodź- wstała, pociągając ją za rękę- pokaże ci twój pokój.- Wyjaśniła, przechodząc przez dość długi korytarz. Ściany były pokryte beżową farbą, co idealnie współgrało z ramkami na zdjęcia z ciemnobrązowego drewna. Doryna chciała zasypać siostrę pytaniami o niektóre fotografie, jednak uznała, że znajdzie na to lepszy moment.
- Muszę wyjść do pracy na chwilę, mam bardzo ważną sesje.- Wypaliła zupełnie nie myśląc nad słowami.
Dopiero, gdy oczy Doris powiększyły się ze zdziwieniem, uświadomiła sobie jak wielki błąd właśnie popełniła.
- Chyba chciałaś powiedzieć, że masz ważną rozprawę, pani mecenas- wpadła jej w zdanie, co wywołało jeszcze większe zmieszanie na twarzy Li. Doris jedynie wywróciła oczami, jakby ignorując sytuację.
- Doris- zaczęła niepewnie, gdy otworzyła drzwi do jej nowego pokoju. Dziewczyna od razu rzuciła się na łóżko, układając się wygodnie na miękkiej pościeli. - To kolejna sprawa, o której musimy porozmawiać jak wrócę.- rzuciła do niej, gdy wycofywała się z pokoju, by dać jej czas na zasłużony odpoczynek.
- O czym ty mówisz ? - zapytała, unosząc się na łóżku do pozycji siedzącej. Rozglądnęła się po pokoju i rozpięła zielony sweter, by po chwili rzucić go na podłogę. Libby pokręciła głową i podniosła odzienie.
- O mojej pracy i twoim bałaganiarstwie.- Wyjaśniła lekko koloryzując, by rozproszyć napiętą atmosferę. - Ale to później. Teraz śpij i nigdzie sama nie wychodź. Wrócę po 14- zameldowała dość chłodnym i oficjalnym tonem. Właśnie zamykała drzwi, gdy usłyszała z ust Doris ironiczne: -Oczywiście, mamo.
Była pewna, że wywróciła przy tym oczami, była to ich jedna z wielu wspólnych cech. Jednak nie zastanawiała się nad tym, bo na dźwięk tych słów jej serce niebezpiecznie przyspieszyło, a jej dłoń automatycznie zsunęła się z klamki. Potarła oczy, by zatrzymać lawinę napływających do nich łez.
*
Stukot szpilek oznajmił sekretarce przybycie Libby. Podniosła wzrok znad dokumentów, by zobaczyć jak zawsze perfekcyjną szatynkę. Libby czując, że jest obserwowana poprawiła rękaw pomarańczowej koszuli, rzuciła Kate krzywe spojrzenie i minęła jej stanowisko bez żadnego słowa. Wchodząc do swojego gabinetu próbowała przypomnieć sobie, w którym momencie i dlaczego rozpoczęła się ich wzajemna niechęć do siebie. Nie mogla przypomnieć sobie żadnego momentu, w którym Kate była do niej pozytywnie nastawiona. Bo już pierwszego dnia, gdy Li pojawiła się tutaj, by rozpocząć staż, Kate powitała ją wrogim spojrzeniem i kilkoma niemiłymi docinkami. Gdy po kilku dniach okazało się, ze Kate jest jedną z największych plotkar w wydawnictwie, Libby obiecała sobie, że nie będzie rozpoczynała z nią ani wojny, ani przyjaźni, więc ich kontakty ograniczają się do spraw zawodowych. Chociaż i to nawet czasami zawodzi, bo Kate przybrała sobie za cel uprzykrzenie życia młodej redaktorce, więc nikogo nie powinno dziwić przemilczenie przez nią kilku ważnych spotkań, czy zgubienie dokumentów. Libby zdenerwowała się na samo wspomnienie kilku takich sytuacji, dlatego jej torba z głośnym hukiem wylądowała na biurku, zrzucając przy okazji na podłogę zszywacz. Zupełnie zignorowała ten fakt. Wyciągnęła z torby telefon, by po kilku sygnałach zapytać siostrę, czy wszystko jest dobrze.
-Idealnie-odparła jej entuzjastycznie Doris. Właściwie, czy nagły przypływ energii nie był wręcz zadziwiający ? Libby jednak nie miała czasu się nad tym zastanawiać w tym momencie.
-Okej- zaczęła trochę spokojniejsza o siostrę. - Zjedz coś. Ja będę za dwie godziny. Pa.- rozłączyła się nie czekając na jakikolwiek odzew z jej strony. Wzięła do reki białą teczkę, która czekała na nią na biurku od wczoraj i opuściła gabinet. Na szczęście lub nieszczęście Kate nie było na swoim miejscu pracy, co oznaczało, że prawdopodobnie siedzi teraz w bufecie i opowiada swoim koleżankom, jak bardzo okropnie wgląda dziś Libby. Właściwie śmieszyło ją to. Pamiętała jeszcze z dzieciństwa, jak mama zawsze powtarzała jej, że tacy ludzie robią to z zazdrości. Mimo wszystkich złych chwil wciąż ufała niektórym jej słowom. Pchnęła oszklone drzwi, by wejść do miejsca, gdzie odbywały się sesje zdjęciowe. Przeszła przez wąski korytach i przez kolejne tym razem ciężkie, metalowe drzwi. Przywitały ją światła porozkładane chyba w każdym możliwym miejscu i słodki zapach brzoskwiń, które pewnie były obiadem wybranych do tej sesji modelek. Rozglądnęła się w poszukiwaniu znanych jej osób z ekipy, gdy zatrzymała swój wzrok na postaci, która ustawiała na statywie aparat. Zamarła.
-Co jest- westchnęła, wypuszczając z rąk teczkę i telefon, co wywołało odgłosy przez które fotograf uniósł na nią swój wzrok. Odruchowo cofnął się o krok, na szczęście nic nie upuszczając.
- Nie wierze- rozniosły się po sali zmieszane ze sobą dwa glosy, gdy w tym samym momencie z ich ust wydobyły się takie same dwa słowa. Kobieta schyliła się, by podnieść swoje rzeczy i żeby najdłużej jak to możliwe odsunąć nadchodzącą chwilę.
-Libby ?-wychrypiał zaskoczony. - Cześć?-przywitał się, jednak jego ton wciąż brzmiał bardziej pytająco niż twierdząco. Libby przymknęła oczy, była zła i zagubiona, a wszystkie jej myśli plątały się w głowie. Wzięła głęboki oddech i śmiało podeszła do niego.
- Hej, Elizabeth Collins- przedstawiła się, wyciągając do niego dłoń, którą szybko uścisnął. Cieszyła się, że byli tutaj zupełnie sami.
- Nie znamy się- syknęła do niego porozumiewawczo. Nie miała pojęcia jak brunet zamierza wykorzystać wczorajszą noc, i właśnie to ją przerażało. Nie dała tego po sobie poznać, zgrywała silną i niewzruszoną, a tak na prawdę miała ochotę uciec na koniec świata. Harry wypuścił głośno powietrze i zmarszczył brwi, słysząc jej słowa. Wzruszył ramionami. Nie tego się spodziewała, co miała oznaczać ta reakcja, zgodę?
- Hary Styles, nowy fotograf- powiedział oficjalnym tonem i wreszcie puścił jej dłoń.
- Domyśliłam się- burknęła pod nosem- masz tutaj projekty i koncepcje na dzisiejszą sesje. Daj mi znać, czy da się to zrobić- podała mu teczkę, a z kieszeni wygrzebała wizytówkę, którą także mu wręczyła. I odwracając się na pięcie ruszyła, by jak najszybciej usiąść w swoim gabinecie i jeszcze raz wszystko przeanalizować. A raczej próbować przypomnieć sobie wszystko, co zostało wyparte z pamięci przez zbyt dużą ilość alkoholu.
- Li- usłyszała za sobą znajomy, lekko zachrypnięty głos. I już wiedziała, że jej szybka ucieczka jest niemożliwa.
- Hej, Zayn- pocałowała go w policzek i poczochrała mu delikatnie włosy. Uwielbiała, to robić za każdym razem, gdy go widziała. - Teraz jesteś bliższy moim koncepcjom- wyjaśniła swój gest, wskazując na teczki, które przeglądał Harry. A raczej trzymał w ręce, bo teraz był skupiony na przyglądaniu się tej dwójce. - Przepraszam, że tak Cie zostawiłem samą wczoraj, ale na prawdę musiałem. - Wytłumaczył, czemu opuścił ją wczoraj w klubie. Może gdyby został nie byłoby teraz tej niezręcznej chwili, ale przecież nie mogła go za to winić. Jest bardziej niż dorosła, ma swój własny rozum, a przynajmniej powinna go mieć.
- Daj spokój- pogładziła pokrzepiająco jego ramie. - Co z Susan ? - zapytała, ponieważ to właśnie z powodu jej telefonu Zayn musiał wyjść.
- Fałszywy alarm, ale zostawili ją już na oddziale, bo w przeciągu kilku dni powinna urodzić. - Wyjaśnił. Doskonale widziała jak na samą myśl o narodzinach malej Meg usta Zayna układały się w wielki uśmiech. Zaskakiwał ją coraz bardziej. Zwłaszcza, że pamięta jego panikę, gdy po dwóch miesiącach od zupełnie przelotnej nocy, Susan wróciła z nowiną o ciąży. - Odwiedzę ją niedługo- powiedziała Libby z uśmiechem. Polubiła ją przez te siedem miesięcy, gdy im pomagała odnaleźć się w nowej sytuacji. I tylko przed Susan otworzyła się całkowicie. Owszem, zrobiła to na potrzeby sytuacji, ale w głębi siebie wiedziała, że to nie była jedyna przyczyna.
- Dobra, znasz Harrego ?- zapytała Zayna, wskazując na nowego fotografa. Chłopak stał cały czas im się przyglądając, na samym początku zastanawiał się nawet, czy może Zayn jest jej narzeczonym, ale szybko przypomniał sobie jego twarz ze zdjęcia w sypialni Libby. Jej narzeczony wyglądał zupełnie inaczej. Diametralnie różnił się od Zayna, którego skóra była pokryta tatuażami, a włosy sterczały w każdą możliwą stronę. Tamten był typowym nudnym lalusiem, w garniturze, pracującym u ojca i myślącym, że cały świat należy do niego. Potrząsnął głową, jakby chciał odpędzić od siebie te myśli. Przecież nie mógł układać komuś historii życia poprzez spojrzenie na jedno zdjęcie. Zayn kiwnął głową w odpowiedzi na jej pytanie. - Właśnie. Dziś Harry robi imprezę powitalną. Ja nie idę ze względu na Su, więc liczę, że godnie mnie zastąpisz. - Przeczesał do góry swoje czarne włosy i kilka razy w ramach gimnastyki szyi przekręcił głowę na boki.
- Zayn, przepraszam, ale młoda dzisiaj przyleciała, nie mogę. - Wzruszyła ramionami, robiąc przepraszająca minę. Chłopak miał zamiar coś odpowiedzieć, ale wyraźnie zniecierpliwiona wizażystka zawołała go, więc bez słowa ruszył na swoje miejcie, by nie robić sobie problemów.
- Na pewno nie przyjdziesz ?- usłyszała za sobą głos Harrego. Nerwowo odwróciła się i zobaczyła go tuż przed swoją twarzą. Nie wiedziała, czy robił to specjalnie, ale nie czuła się gotowa na tak bliskie przebywanie z nim. W głowie automatycznie pojawiały się wspomnienia wcześniejszej nocy, tego jak idealnie ze sobą współgrali, jak zatapiała palce w jego lolach. Uszczypnęła się niezauważalnie w nadgarstek, by wrócić myślami na ziemie. Brunet wciąż stał przed nią, oblizał subtelnie dolną wargę, a w brzuchu Libby coś zrobiło właśnie potrójne salto.
- Na pewno- zaczęła- nie zostawię jej samej zanim się nie przyzwyczai. - Wyjaśniła i wykonała kilka kroków, by opuścić pomieszczenie, jednak silna dłoń przyciągnęła ją za ramię.
- Ile twoja siostra ma lat ?- zapytał, wciąż intensywnie lustrując jej usta.
- Osiemnaście- jęknęła niepewnie. Wiedziała, że tą odpowiedzią zupełnie sobie nie pomoże, ale kiedyś i tak prawda by się wydala. Miała zdecydowanie za dużo ukrytych tajemnic, cały czas bała się, ze kiedyś pojawi się kolejna, której już nie udźwignie. I chyba podświadomie czuła, ze może nią być jej tajemnica z Harrym, że od niej zaczną ukazywać się inne, a cały jej idealnie poukładany świat runie.
- To wystarczająco duża dziewczynka- szepnął jej do ucha. Dokładnie takiej reakcji się spodziewała. Odepchnęła go lekko, przecież nie mógł przebywać tak blisko niej, nie tutaj, nie w tym życiu. - Przyjdź z nią- kontynuował. Libby otworzyła usta, by zdecydowanie odmówić, jednak ubiegł ją. Przycisnął swoje palce do jej ust, uniemożliwiając jej powiedzenie czegokolwiek. Pisnęła lekko, gdy zbyt mocno przycisnął jej górną wargę do zębów. Nie był to agresywny ruch, ale też nie było w tym nic przyjemnego. Kolejny raz nachylił się do jej ucha. Delikatnie przygryzł jego płatek.
- Dziś, o 20. Przyjedziesz na podany adres z siostrą.- Poczuł jak próbuje wyswobodzić się z jego uścisku, jednak zupełnie nie mogla sobie z tym poradzić. Zaśmiał się widząc ją taka nieporadną i zupełnie niewinną. - Albo- zawahał się. Nachylił się, by delikatnie musnąć jej nos swoimi ustami. - Zaproszę twojego narzeczonego na piwo i sama wiesz jak to się może skończyć. - Wysyczał przez zęby. Oczy Libby otworzyły się jeszcze szerzej i wyraźnie można było w nich dostrzec złość i nienawiść. Poluzował swój uścisk przez, co z łatwością mogła się wyrwać. Zmierzyła go jedynie wzrokiem, zupełnie nic nie mówiąc. - Zaskakująco dobre są twoje projekty- usłyszała głos Harrego zmieszany z dźwiękiem otwieranych drzwi. Dlatego nie zdziwił jej jego miły ton i uśmiech. Harry Styles zaczął kolejną ze swoich gier.
- Bo Li jest najlepsza- poczuła ciepłe ramiona obejmujące ją od tyłu. Mruknęła coś do siebie pod nosem i delikatnie wyswobodziła się z objęć Zayna, by nie wzbudzić w nim żadnych podejrzeń.
- Kończę na dziś, trzymaj się. - cmoknęła Zayna w policzek i otworzyła ciężkie drzwi. Zanim je zamknęła usłyszała jeszcze szyderczy głos Harrego:- Adres wyśle Ci sms-em.
Trzasnęła drzwiami z całą siłą jaką w sobie miała i ruszyła korytarzem do swojego gabinetu. Jedynie o czym teraz marzyła, to długa kąpiel i gorąca kawa. Miała dość tego dnia zanim jeszcze tak naprawdę się rozpoczął. Czuła się okropnie, a najgorsze w tym wszystkim było poczucie, że to była tylko i wyłącznie jej wina. Dotarła niezauważona pod drzwi gabinetu, gdy usłyszała zmieszane śmiechy przy biurku Kate.
- Zupełnie tego nie rozumiem- szepnęła Morgan z działu księgowości- jeszcze ta cała Collins- zrobiła w powietrzu wymowny ruch ręką- wiadomo, że przespała się z szefem, ale skąd tutaj wziął się ten Harry- podniosła filiżankę, by upić kawę- przecież to jakiś gówniarz bez doświadczenia.
- Ale przyznaj, że całkiem apetyczny gówniarz- zachichotała Alice, a Libby zrobiło się na te słowa niedobrze. Miała ochotę wybuchnąć, i nie chodziło nawet o fakt, że dalej wierzyły w wymysły na temat jej romansu z Markiem, chodziło o całokształt ich podłości. Chrząknęła, tak by zwrócić na siebie uwagę i posłała zawstydzonym kobietom szeroki uśmiech, po czym zniknęła za drzwiami swojego gabinetu.

*
Zakradła się cicho do sypialni Libby. Właściwie ta nadmierna ostrożność nie była konieczna, bo i tak była jedyną osobą, która się znajdowała obecnie w domu. Rozglądnęła się z podziwem. Trzy ściany były pokryte szarą farbą, a czwarta przy której znajdowało się ogromne łózko była czerwona, co dodawało temu pomieszczeniu dużo ciepła. Wzięła do reki fotografie, która przedstawiała Elizabeth w objęciach Nathaniela. Wyglądali na szczęśliwych i zakochanych, a po długości włosów Libby mogła oszacować, że fotografia została wykonana dwa lata temu. Otworzyła szafę, mając nadzieje na znalezienie ubrań, które trafią w jej gust, co na prawdę nie było trudne, bo zawsze lubiły te same rzeczy. Zdziwiła się, że ubrania Libby w większości mają odważne kolory i są mało oficjalne jak na prawniczkę. Wybrała różową sukienkę, która sięgała jej do polowy uda, a resztę rzeczy rzuciła w całkowitym nieładzie na półkę. Rozejrzała się jeszcze raz po sypialni, stojąc już przy drzwiach. W oczy rzuciła się jej bransoletka znajdująca się pod łóżkiem. Była czarna, przeplatana z grubego rzemyka i na pewno nie mogla należeć do Libby. Wyciągnęła ją, oglądając z ciekawości, a następnie zupełnie nie zastanawiając się nad czynami położyła ją na jej poprzednim miejscu pod łóżkiem. Wzięła małą torebkę, ale wystarczającą, by zmieścić telefon i portfel i wyszła z mieszkania, nie mając pojęcia, w którą stronę się udać, ale miała ogromną ochotę rozpocząć właśnie swoje nowe życie. Nawet jeśli ma to oznaczać błądzenie cały dzień w centrum.

Mijała właśnie kolejną kawiarnie. Nie mogla zrozumieć, dlaczego jest ich tutaj aż tyle i jakim cudem opłacało się to. Podziwiała okolice i wnętrza budynków, które w większości miały wielkie, przejrzyste okna. Podobał się jej klimat tego miejsca. Małe uliczki, były dziś wyjątkowo puste. Większość ludzi była w pracy lub chowała się przed niezwykle mocnym, jak na tutaj panujący klimatem słońcem. Dostrzegła za rogiem kolejną małą kawiarenkę i od razu wiedziała, że tego poszukiwała. Pchnęła mocno duże, oszklone drzwi z zapraszającym napisem i weszła do środka, zająć miejsce przy oknie. Zawsze wybierała je tak, by móc obserwować ludzi, a stąd miała idealny widok na ulice i na osoby siedzące na tarasie kawiarni, pod parasolami. Odwróciła się, by zobaczyć. czy któryś z pracowników zaobserwował jej przybycie i zobaczyła blondyna, zmierzającego w jej kierunku z kartą. Jego włosy były w całkowitym nieładzie, jednak po dłuższej obserwacji była pewna, że długo i starannie nad tym pracował.
- Witam- przywitał się. Był bardzo młody, prawdopodobnie był w wieku Doris. - Polecam szarlotkę z lodami- zagaił, podając jej kartę. Miał nieziemski uśmiech, jeden z tych na widok, których uginają się dziewczynom nogi. Na szczęście Doris siedziała wygodnie przy stoliku, więc jej zachwyt mógł zostać niezauważony. Zlustrowała chłopaka, począwszy od granatowych trampek, przechodząc przez przetarte jeansy, a kończąc na białek koszulce polo. Wszystko grało ze sobą zaskakująco dobrze, zwłaszcza na jego ciele.
- Dzięki, ale wystarczy woda- złożyła zamówienie, oddając chłopakowi kartę. Zobaczyła na jego twarzy lekki zawód. Prawdopodobnie dla niego bardziej dziś opłacałoby się, gdyby skusiła się na polecony zestaw. Ale przecież nie jest jej winą fakt, że nie przepada za słodyczami, a tym bardziej za cynamonem, który na pewno znalazłaby w tym deserze.
- Zaraz podam. - rzucił, odchodząc w stronę baru. Po chwili wrócił z dużą szklanką wody z cytryną i lodem. Upiła i automatycznie skrzywiła się, gdy lodowata ciesz spotkała się z jej zębami. Nie mogla go winić za to, ze ma delikatne uzębienie. Mogla najwyżej za to, że nie zamawiała wody z lodem, ale nie chciała się wychylać. Może to jakiś zwyczaj tutaj. Nie chciała robić problemów, przecież jest to dopiero jej drugi dzień w tym kraju. Wywróciła oczami widząc na ekranie imię swojej siostry, odczekała kilka sygnałów zanim odebrała. Nie chciała jej martwic, ale była trochę zła, specjalnie przeniosła się tutaj ze Stanów, by uciec od kontroli rodziców, nie miała zamiaru wpadać w nadopiekuńczość siostry.
- Hm?-burknęła, gdy przesunęła po ekranie zieloną słuchawkę.
- Gdzie jesteś?- zapytała Libby, i nie trzeba było być geniuszem, by dostrzec w jej glosie wyraźny niepokój.
- Zwiedzam- rzuciła jedynie, opanowując chęć rozłączenia się.
- Zwiedzasz?-prychnęła nieco za głośno Elizabeth. - Nie żartuj, zwiedzasz- powtórzyła znów ironicznie, a Doris doskonale wiedziała co teraz mogła robić. Na pewno opadła z ulgą na krzesło i machała wolną ręka, by jakoś rozładować zbierające się zdenerwowanie. Nie widziały się kilka lat, ale czuła, że tak na prawdę niewiele się zmieniło.
- O której wrócisz? Masz ochotę na imprezę?- zapytała o wiele spokojniej Libby, co zbiło Doris zupelnie z tropu. Nie takiej reakcji się spodziewała. Oczekiwała bardziej krzyków i rozkazu natychmiastowego powrotu. Więc może tutaj faktycznie nie będzie aż tak źle?
- Za pół godziny- odpowiedziała pokornie i rozłączyła się. Skinęła lekko na blondyna, prosząc o rachunek. Spojrzała, by zobaczyć cenę, jednak najpierw rzucił się jej w oczy ręczny napis 'Miłego dnia :)'. Podniosła głowę, by najszczerzej jak mogła uśmiechnąć się do kelnera, który już stał za barem. Ich spojrzenia spotkały się. Położyła na stoliku pieniądze i nie czekając na resztę wyszła, nie oglądając się za siebie. Ruszyła tą samą drogą, którą tutaj dotarła, zastanawiając się jaką imprezę miała na myśli siostra.

*
Nie wiedziała ile czasu dokładnie minęło odkąd się obudziła. W sali nie było żadnego zegarka, a jej telefon odmówił posłuszeństwa. Oczywiście, jeżeli mógł zrobić, to w jakimkolwiek momencie, to musiał zrobić to właśnie w tym najgorszym. Westchnęła głośno, zastanawiając się, czemu to właśnie ona, czemu to Susan Dalie Burn przyciągała same najgorsze rzeczy. Skarciła się lekko w myślach, spoglądając na dość spory brzuch. Przyłożyła do niego ręce i relaksująco zaczęła go głaskać. Chciała w ten sposób wyrazić, że jednak mimo wszystko raz w życiu udało jej się przyciągnąć coś najwspanialszego nie świecie.
Drzwi do sali otworzyły się i ukazał się wysoki mężczyzna. Poznała go wczoraj, gdy był w odwiedzinach u żony, która zajmowała łózko obok Susan.
- Przyszedłem po ładowarkę Molly- zaczął niepewnie- urodziła cudownego chłopca i teraz przenoszą ich na inną sale.- Dokończył z zachwytem, gdy wyciągał z szuflady wspomniany wcześniej kabel. Jego usta ani na chwile nie przestawały się uśmiechać. Właściwie uśmiechał się całym sobą, a jego oczy aż krzyczały ze szczęścia i dumy.
Susan uśmiechnęła się do niego jedynie, wychrypiawszy ciche:- Gratuluje.
Być może jej reakcja na to nie wskazywała, ale naprawdę cieszyło ją ich szczęście. Spędziła z Molly tylko jeden dzień, ale na prawdę ją polubiła i życzyła jak najlepiej. Jej myśli znów powędrowały do tego, co ostatnio dręczyło ją cały czas, a gdy usłyszała klapniecie drzwi, które oznajmiło, że znów została sama, poczuła jak po jej policzku spływa pierwsza, samotna łza. Zacisnęła mocno powieki, ale mimo to jej twarz zaczęła się robić mokra od wypływającego potoku łez. Nienawidziła tego uczucia. Uczucia strachu i bezsilności. Wyciągnęła z szafki kartki papieru i koperty. I drążącą ręka zaadresowała jedną z nich do Zayna Malika. Podniosła się lekko na rekach, by mieć lepszy dostęp do kartek i powoli zaczęła zapełniać je słowami przepełnionymi bólem i szczęściem jednocześnie.